Wsiadamy w busa o czasie. W Krabi mamy przesiadkę na minibusa. Koło 11:30 docieramy do Khao Sok. Daniel popełnił błąd, że nie poszedł ze swoim okiem do apteki lub doktora jak byliśmy w Ao Nang. Teraz w Khao Sok nie ma żadnego z tych miejsc. Ja z Andrzejem chcemy iść na mały treking ścieżką. Daniel się mota - nie wie co ma robić. W końcu rozsądek bierze górę i kładzie się spać by dać sobie szanse na regenerację oka. Samo Khao Sok to taka wioska. Nie ma tu za wiele ludzi...przynajmniej nie w godzinach południowych. Są co prawda gdzieniegdzie restauracje i sklepy, ale albo są droższe, albo pozamykane. O 13:00 wchodzimy do parku. Koszt 200bht/osoba. Ścieżka szeroka. Od początku co się rzuca w oczy to dużo bambusów. Rosną w grupach i są naprawdę wysokie. Znajdujemy po drodze łupiny jakiegoś dziwnego owocu. Dowiadujemy się za chwilę że małpy to jedzą. Gdy znajdujemy taki pełny owoc, nie możemy się oprzeć by nie spróbować tego. Jest słodkie, ale do niczego nie podobne. Idziemy dalej. Pojawiają się rozgałęzienia na wodospady. Wodę co prawda znajdujemy, jednak do wodospadów wiele tu brakuje. Po 30-40 minutach szeroka ścieżka zwęża się i biegnie przez las. Tu czuć już dzunglę. Liany, ogromne drzewa, korzenie, dobiegające dźwięki...Teren robi się trudniejszy - raz po raz wchodzimy pod górę lub schodzimy. Czas ucieka. Gdy docieramy do głębszego akwenu wodnego nie możemy oprzeć się kąpieli. Jest przyjemnie - wreszcie chlodna woda:) Po kąpieli i sprawdzeniu czasu postanawiamy zawracać. Co prawda brakuje nam 1.3 km by zakończyć szlak, ale obawiamy się o szybko zachodzące słońce. Kolo 18:00 wychodzimy z parku. Po drodze spotykamy 2 pary Polaków. Wracając do hotelu sprawdzamy jakie są opcje tych pakietów na jutro/pojutrze. Zastanawiamy się pomiędzy jednodniowym a drudniowym lake tour. Decydujemy się na 2 dniowe. Idziemy pogadać z Danielem. Jego oko nie zregenerowało się jednak wystarczająco. Tour 2 dniowe (z dala od cywilizacji) może być dla niego zbyt ryzykowne. Dlatego też decydujemy się na tour 1 dniowe. Andrzej trochę nad tym ubolewa. Ja też w sumie wolałbym 2-dniówkę. Znajdujemy agencję i bookujemy za 1500bht/osoba (wytargowaliśmy jednynie - ticket included - czyli 200bht ). Udaje nam się dogadać jeszcze tak, że rano po drodze do jeziora bus zatrzyma się w Ta Khun, gdzie też kupimy sobie bilety na autobus do Bangkoku oraz złożymy bagaż. Po zakończeniu tripu nie będziemy już wracać do miejsca startowego tylko wyskoczymy z busa wcześniej (gdzie kupiliśmy bilety). Wieczorem spada krótki deszcz. Dziwne uczucie - przyjemne - to pierwszy deszcz odkąd tu jesteśmy. W pokoju czeka nas jeszcze walka z wszędobylskimi mrówkami. Na szczęście na recepcji mają coś w spreayu na to pieruństwo.