Geoblog.pl    miru6    Podróże    Tajlandia-Laos-Kambodża (marzec 2014)    Dzień 21. Bangkok
Zwiń mapę
2014
25
mar

Dzień 21. Bangkok

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13317 km
 
Rano podjeżdżamy BTSem kilka stacji, a następnie wędrujemy na pieszo. Korki spore w tej części miasta więc branie taxi mija się z celem. Docieramy do Chinatown. Malowniczo i żywo. Podoba mi się. Następnie kierujemy się nad rzekę do przystani tramwajów wodnych. Ponieważ zamierzamy wielokrotnie z nich korzystać kupujemy całodniowy bilet za 150bht. Łodzie kursują sprawnie. My najpierw płyniemy daleko w górę rzeki. Potem przesiadamy się na łódkę jadącą w dół. Tu wysiadamy przy ulicy Khao San. Fajnie tu. I tanio. Ech.....znów zaczynam się wkurzać - lepiej o tym nie myśleć :) Wsiadamy w kolejną łódkę i przpływamy w kierunku Grand Palace. Na miejscu okazuje się, że potrzeba długich spodni do zwiedzenia tego. W sumie nie musimy - w ciągu ostatnich 3 tygodni podróży widzieliśmy naprawdę sporo ciekawych rzeczy. Jesteśmy już poniekąd zmęczeni zabytkami. Jeśli więc mamy się męczyć w tym upale z długimi spodniami i wydać do tego 400 czy 500bht, to z góry dziękujemy. Spacerujemy. Jest gorąco, ale spada krótki deszcz. Niby fajnie na początku, ale jak to wszystko zaczyna parować to masakra. Płyniemy kolejną łodzią - tym razem w poprzek rzeki. Ładnie - krajobrazowo - w tle wysokościowce pomieszane z łodziami na rzece. Docieramy do świątyni. Jest fajna i w dodatku darmowa. Przechodzimy do kolejnej. Też ładna, ale już przesyt :) Wracamy na drugi brzeg i przesiadamy się na łódkę która płynie w górę rzeki. Naszym celem jest stacja Kiak Kai z której to będziemy mieli bliżej do hotelu. Po dotarciu, co prawda z pewnymi trudnościami, ale łapiemy w końcu taksówkę. Oczywiście taxi meter musi być. 3 km kosztuje nas niecałe 60bht. Potem jedzonko, prysznic i ruszamy. Naszym celem jest dziś State Tower (w celu podziwiania panoramy z wysoka) + wieczorne piwo na Khao San. Trochę wolno idzie nam wyjście z hotelu. W końcu gdy wychodzimy już jest po zmroku. Taxi wiezie nas tą samą drogą w strone Kiak Kai. Koszt 60 bht. W przystani na nieszczęście okazje się, że promy z tego miejsca juz niekursują. Bierzemy taxi i do Khao San. Ze 6 km, koszt 70bht. Na ulicy duuuży ruch. Prawdę powiedziawszy dopiero teraz pod wieczór widać ją w całej okazałości. Wypatruję Jacka. Zaproponował spotkanie - będzie gdzieś na Khao San. Jacka brak. Jemy i ruszamy do przystani. Po dotarciu wygląda na to, że stąd też już nie ma łodzi :( Zastanawiamy się co robić. Zastanawiają nas ludzie raz po raz przybywający na przystań. Okazuje się że będzie jeszcze jedna łódź o 21:30. Płyniemy. Nocą jest przyjemniej i fajnie. Chłodniej i widokowo. Płynąc wzdłuż rzeki raz po raz z boków wyrastają wysokościowce. Wysiadamy na końcowej stacji obok najwyższego budynku w okolicy - to musi być State Tower. Idziemy. Dojść trudno. Przed budynkiem ochraniarz - myślę - pewnie nas pogonią. Nic bardziej mylnego - ochraniarz podwozi nas samochodzikiem pod główne wejście. Wychodzą ludzie z recepcji żeby służyć pomocą:) Okazuje się, że ten hotel nie ma na górze restauracji. Konfrontujemy informacje z przewodnika Daniela. Na zdjęciu identyfikują inny hotel. Ochraniarz wywozi nas z posiadłości, wysiada i biegnie do ulicy :) Zawołał nam taksówkę, hehe. No dobra - jedziemy i po 5-10 minutach (po drugiej stronie rzeki) jesteśmy przed wejściem do hotelu. W holu wiele osób. Wchodzimy pewnym krokiem i kierujemy się do osoby która obsługuje windę. Owszem restauracja jest, ale w krótich spodenkach i sandałach nas tam nie wpuszczą. Spodnie co prawda mamy, ale z butami gorzej. Gość z windy uprzejmy i zaprasza nas jak tylko skompletujemy ubranie :) Wychodzimy w poszukiwaniu butów. Na straganach nie ma (w ogóle nie widać tu za dużo straganów), ale z taksówkarze (przygotowani na każdy biznes) oferują wypożyczenie butów. Niestety chcą zbyt dużo, za wypożyczenie około 200bht. Rezygnujemy i jedziemy taksówką na Khao San. Tu życie wieczorne w pełni. Krążymy w poszukiwaniu miejsca na piwo. Ja już jestem gotów gdziekolwiek usiąść, ale chłopaki coś marudzą. W końcu znajdujemy miejsce. Dużo europejczyków, dużo ladyboyów, dużo kurestwa, ale jest OK. Relaksujemy się przy piwku -w końcu to ostatni wieczór tutaj. Kolo 3 w nocy muzyka na ulicy się kończy. Klubiki powoli się zamykają. My bierzemy taxi i jedziemy do hotelu. W hotelu siadamy jeszcze w hotelowym lobby na necie. Co chwilę kręcą się tu parki. Scenariusz zawsze ten sam - dziewczyna bierze klucz, łapie gościa za rękę i wchodzą do windy. Na początku człowiek nie zwraca na to jakiejś szczególnej uwagi, ale gdy po 15-20 minutach przez hol przewinęła się 7-8 para to siłą rzeczy uświadamiadamia sobie, że z tego hotelu to niezły burdel jest:) Później podszedł do nas jeszcze gość z recepcji i spytał czy potrzebujemy masażu czy czegoś.....czyli jak widać dbają o rozwój interesów :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
miru6
Mirek
zwiedził 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 70 wpisów70 17 komentarzy17 410 zdjęć410 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
 
04.03.2014 - 25.03.2014
 
 
04.03.2014 - 25.03.2014